Praktycznie nie ma dnia bez informacji o wypadku spowodowanym przez pijanego kierowcę. Dlaczego Polacy tak często prowadzą po kielichu?
Zapytaliśmy mieszkańców Wrocławia, jak postrzegają tę sprawę.
„Myślę, że jeszcze nie wszyscy ludzie są uświadomieni, jeśli chodzi o niebezpieczeństwo jazdy po kieliszku. Mówią: „A co tam jeden kieliszek, przecież to nie pół litra” i wsiadają za kółko. Zresztą, sam za młodu nie byłem święty, zdarzyło się jechać po piwie czy dwóch. Nigdy jednak nie prowadziłem po pijaku, wioząc swoje dzieci” – mówi Jan S. z Krzyków.
„To zależy od świadomości ludzi i akceptacji środowiska, w którym żyją. Jeśli środowisko podziela poglądy tego, co mówi, że nie będzie jechał po spożyciu alkoholu, to nie pozwoli mu na to. Dużo zależy też od kościoła. Gdyby duchowni byli przeciwni i nie akceptowali jazdy po pijanemu, nie tylko głosząc to z ambony, ale sami przestrzegając zasad, to pewnie z 70 procent społeczeństwa mocno by się zastanowiło, sięgając po kieliszek z zamiarem późniejszego powrotu do domu samochodem” – uważa Andrzej, inżynier.
„Brakuje solidnych kar i tyle! Co to jest zabranie prawka na rok albo dwa? Moim zdaniem, jeżdżącym po pijaku powinno się dożywotnio odbierać dokument, a dodatkowo obciążać ich naprawdę dużą karą finansową” – oburza się Alicja, księgowa.
„Śmieszy mnie, że akcje pt. „Piłeś – nie jedź” nagłaśniane są przed wszelkimi świętami. Tak, jak gdyby na co dzień kierowcy byli święci. Brakuje surowych restrykcji za prowadzenie pod wpływem alkoholu, a mam wrażenie, że to jedyne skuteczne działanie. Bo na zasady moralne naszych rodaków nie ma co liczyć” – podsumowuje Anna, studentka.
(MW)